niedziela, 9 czerwca 2013

Porto

Portugalia. Porto. Powoli. Pomarańcze.
Zamykam oczy i widzę wielki błękit i palmy.
Dorada, sałata, zielonkawe pomidory smakujące słońcem, ocet i oliwa, sól, pomates frites. Papagaju.
Market przy Bolhao. Wino tinto w małej karafce, dwie szklanki. Grillowane sardynki/ Za dużo cieniuśkich ości.
Spacer nad ocean. Rozgrzane, obłe kamienie. Magmowe skały, aksamitne pod stopami.
Chleb z oliwą, czarne oliwki i wreszcie dobra kawa. Czekając na eletriko. Jedzie. Trzeba się spieszyć. Zostawiamy oliwki? Nie, ktoś postawił na torach samochód. Nikogo to nie dziwi. Wszyscy mają czas. Nie mają pieniędzy.