poniedziałek, 7 stycznia 2013

Wracam do jaglanki

W sobotę dopadł mnie ból brzucha jakiego dotąd nie zaznałam. Balon, stale powiększający swoją objętość, jakimś cudem dostał się do wnętrza mych trzewi, rósł i nie chciał przestać. Nie pomagało nic, ani gorąca kąpiel (przyniosła ulgę tylko na chwilę), ani pół godzinki bez rozwrzeszczanej rodzinki,  ani śmieszny polski film ( przez niego robiło się momentami gorzej, bo jak się śmiałam to płakałam z bólu). Poszłam więc ..., nie, nie po rozum do głowy, a po książkę o odżywianiu wg. pięciu przemian, żeby odświeżyć pamięć. Tego dnia nie dałam rady ugotować niczego innego, oprócz wody - nie była to jednak zwykła woda , a kranówa gotowana 10 minut. Piłam i sikałam, aż rano obudziłam się w stanie, który pozwolił mi doczłapać się do kuchenki. I zaczęło się:
- kasza jaglana z jabłkami i syropem klonowym
- zupa mocy czyli nasz rosół tylko z plasterkiem świeżego imbiru i goździkami wbitymi w cebulę (ja zrobiłam na króliku - tylko nie mówcie moim dzieciakom)
- tarta z jabłkami na razowej mące orkiszowej

I odżyłam! Chcecie przepisy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz